
Są dwa tematy, które zawsze najbardziej trapią rodziców przed posłaniem dziecka do żłobka i przewijają się na każdym spotkaniu – spanie i jedzenie. O spaniu pisałam tutaj, czas rozprawić się z najczęstszymi obawami rodziców na temat jedzenia w żłobku.
Moje dziecko nie potrafi jeść samodzielnie
Spokojnie, ciocie raczej nie pozwolą, by którekolwiek dziecko było głodne – to też jest w ich interesie, wierzcie mi. 😉 Jeśli maluch sobie nie radzi sam, na pewno mu pomogą. Może będzie musiał trochę zaczekać i nie będzie to niezwłoczna dostawa każdej łyżki prosto do dzioba, ale zwykle dzieciaki szybko ogarniają, że w tym tak zwanym międzyczasie mogą próbować jeść samodzielnie – jeśli nie łyżką/widelcem, to rączkami. I tak wspólnymi siłami raczej nie ma opcji, by młodzież odeszła od stolika głodna.
Swoją drogą, z tym samodzielnym jedzeniem to jest tak, rzekłabym, na dwoje babka wróżyła. Jest część opiekunek (i rodziców też), którym zależy na tym, by dzieci jadły jak najbardziej samodzielnie. Tak jest na przykład u nas. Sprzątanie bierzemy na klatę, ale prawie wszystkie dzieci jedzą zupełnie samodzielnie od początku i serio dobrze im to idzie. Ostatnio nasza pani logopeda przyszła do nas nieco wcześniej, by zahaczyć o śniadanie i zerknąć, jak dzieciaki jedzą (wyłapać ewentualne nieprawidłowości w sposobie przeżuwania i połykania). Była akurat owsianka. I ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, logopedka zbiera szczękę z podłogi i pyta z niedowierzaniem, jak to zrobiłyśmy? – Ale co?? – No, że oni wszyscy jedzą SAMI…!?
Nijak. Po prostu dałyśmy im taką możliwość. My w żłobku, a rodzice w domu. Jak maluch dostawał łyżkę i wolną rękę od początku rozszerzania diety, to naprawdę w okolicach roku jest w stanie jeść samodzielnie łyżką nawet zupę.
Chyba, że zaważyły jakieś inne względy, przez które takiej możliwości nie było. I tu się kłania druga część zarówno opiekunek, jak i rodziców – tych, którzy karmią dzieci. Jest ku temu wiele powodów. Jedni boją się, że dziecko się zadławi, inni uważają, że maluch się nie naje, bo przecież co mu tam zostanie na tej łyżce, zanim ona trafi do buzi? Pokarmić jest szybciej, wygodniej, nie ma tyle syfu i sprzątania, no i przede wszystkim wiadomo, ile dziecko rzeczywiście zjadło. I, jak nam doniosła nasza logopedka, w wielu żłobkach, w których była, dzieci 1,5-roczne, a nawet dwuletnie są jeszcze karmione przez panie. Jaki w tym sens – nie wiem. Tak czy inaczej – niesamodzielność w jedzeniu nie jest jakimś wielkim problemem w żłobku. Jak będzie trzeba, to ciocie na pewno pomogą, a niechybnie prędzej czy później w zależności od warunków, dziecko nauczy się samodzielnie jeść.
Moje dziecko nie potrafi jeść sztućcami
Nieco bardziej wysublimowana wersja tego, co powyżej. 🙂 Też nie ma to większego znaczenia. Jeśli radzi sobie rączkami, to w czym problem? Z czasem załapie, bo będzie mieć wiele okazji do trenowania + niesamowitą dawkę motywacji i instruktażu w postaci rówieśników prezentujących wszelkie możliwe techniki posługiwania się sztućcami. Da radę. 🙂
Moje dziecko jest niejadkiem
To akurat rzecz ważna do przegadania między rodzicami, a żłobkiem. Różnie jest w różnych miejscach, różnie też rodzice do tego podchodzą. Jak jest u nas? Wychodzimy z założenia, że zdrowe dziecko nie da się zagłodzić i jest w stanie zadbać o siebie, jedząc tyle, ile potrzebuje. Jeżeli rodzice danego dziecka mają z tym duży problem, bo uważają, że ich dziecko „nic nie je”, albo je za mało i dlatego muszą stawać na głowie, żeby je do tego zachęcać, bardzo bardzo polecam książkę Carlosa Gonzalesa „Moje dziecko nie chce jeść”. My w żłobku nie zmuszamy nikogo do jedzenia, nie szantażujemy (dostaniesz kompocik, jak zjesz mięsko i ziemniaczki), nie zachęcamy na siłę, nie wartościujemy tego, że ktoś zjadł mało/dużo czy wcale. Zawsze zachęcamy, żeby dziecko chociaż spróbowało jeden kęs, jedną łyżkę, ale jeśli mu nie będzie smakowało, to OK, nie musi jeść. Możemy też zaproponować pomoc w jedzeniu. Często jest tak, że dzieci zwane „niejadkami” mają w domu mnóstwo napięcia związanego z posiłkami, które każdorazowo ich rodzice przeżywają bardzo ambicjonalnie. W żłobku pod tym względem jest bardziej komfortowo, ponieważ: 1. fizycznie nie ma jak wisieć nad jednym dzieckiem, żeby zjadło, kiedy ma się kilkanaście innych do obsłużenia –> dziecko ma więcej luzu i mniej stresu, więc jest szansa, że zje tyle, ile będzie potrzebowało; 2. psychologia grupy działa cuda –> „skoro inni to jedzą, ja też spróbuję”. Bywa, że dzieci w żłobku pałaszują wszystko jak leci, a w domu skubią jak ptaszki, albo odwrotnie – w żłobku jedzą bardzo niewiele, a nadrabiają w domu. Dopóki rosną, nie spadają z wagi i rozwijają się prawidłowo, nie ma się czym martwić, naprawdę.
Warto być w stałym kontakcie ze żłobkiem i ustalić jakieś wspólne rozwiązania. Wielu rodziców usilnie wypytuje zarówno swoje dzieci, jak i ciocie o konkretne posiłki, ile dziecko czego zjadło. Jeśli bardzo im na tym zależy, fajnym pomysłem jest tabelka/lista, na której ciocie zaznaczają orientacyjnie, ile dane dziecko z zjadło danego posiłku. My czasem korzystamy z takiej tabelki, zwłaszcza, gdy jest sporo dzieci, jakieś zamieszanie przy posiłkach, albo dzieciaki jedzą mocno w kratkę. Uzupełniamy sobie wtedy na bieżąco i taką listę wywieszamy na tablicy ogłoszeń w szatni. Fajnie się sprawdza i możemy polecić.
Imię | śniadanie | zupa | II danie | podwieczorek |
Ala | + | ½ | 0 | + |
Co dzieci jedzą w żłobku?
Menu w żłobkach i przedszkolach to temat rzeka. Idealne ciężko znaleźć, ale warto szukać choćby wystarczająco dobrego i naprawdę zbilansowanego wyżywienia. Zanim wystartowałam z otworzeniem żłobka, poświęciłam wiele czasu na znalezienie dobrej firmy cateringowej. Przetrząsnęłam wiele internetowych zakamarków i natknęłam się na najróżniejsze propozycje menu dla żłobków. Pierwsze z brzegu co lepsze kwiatki: weka pszenna codziennie na śniadanie lub podwieczorek, na drugie śniadanie zawsze tubki z musami owocowymi, kiełbasa, parówki, smażone 4-5 razy w tygodniu, „jogurcik” Gratka/Serduszko na podwieczorek… Szkoda słów. Podczas pierwszej wizyty warto zerknąć na menu krytycznym okiem. W większości miejsc żywienie żłobkowe (czy to z własnej kuchni czy z firmy cateringowej) nie jest jednak obligatoryjne i rodzice mają możliwość przynoszenia własnych posiłków dla swojego dziecka. Jeśli rozważacie taką opcję, koniecznie trzeba dopytać o szczegółowe zasady dotyczące pakowania, przechowywania czy podgrzewania domowych posiłków w konkretnym żłobku. Przy okazji drobna, acz istotna uwaga – jeśli chcecie przynosić własne posiłki do żłobka, to fajnie byłoby, gdyby były one choć trochę zbliżone do tych, które będą jadły pozostałe dzieci. Maluchy są bardzo uważnymi obserwatorami i gdy mają na śniadanie kanapki, a jedno dziecko zajada właśnie jogurt z owocami, to bywa dla nich bardzo trudne. Wiem, że nie zawsze się da, ale w miarę możliwości warto w takiej sytuacji śledzić menu żłobkowe i dostosować do niego przygotowywane posiłki. Opiekunki będą wdzięczne, zapewniam. 🙂
Jak często dzieci w żłobku jedzą i piją?
Na pewno warto się tym zainteresować, bo choć w większości żłobków rozkład posiłków w ciągu dnia jest sensowny, a między posiłkami dzieci mają nieograniczony dostęp do wody do picia, to są też miejsca, gdzie ten temat nieco kuleje. Sama pracowałam kiedyś w żłobku, w którym śniadanie było o 9:00, drugie śniadanie o 10:00, dwudaniowy obiad o 11:00, a podwieczorek (bardzo mało pożywny skądinąd, bo był to często wspomniany wcześniej „jogurcik” albo ciastko) o 14:00 i do 17:00 były do dyspozycji tylko jakieś chrupki/wafle ryżowe, czasem owoce, jeśli zostały z drugiego śniadania. Po podwieczorku dzieci także nie dostawały już nic do picia i często było nam strasznie głupio, jak rodzice przychodzili, a dzieciaki w szatni wołały o picie mega spragnione. Trochę słabo.
W wielu żłobkach dobrze sprawdza się rozdzielenie zupy i drugiego dania drzemką, przy czym niekoniecznie w takiej kolejności. U nas na przykład najpierw jemy drugie danie, a po drzemce zupę, czym rodzice bywają zdziwieni, ale taki układ najlepiej nam się sprawdza. Drugie danie jest zwykle bardziej sycące, więc lepiej się po nim śpi, a przy okazji zupa zdąży sobie spokojnie ostygnąć i po drzemce jest taka w sam raz do jedzenia i nie trzeba jej szaleńczo dmuchać. Za to po tej mniej sycącej zupie podwieczorek jest stosunkowo szybko, bo po około 1,5 godziny, więc rozkład posiłków wychodzi całkiem sensownie. Niemniej, nawet jeśli żłobkowy plan żywieniowy mocno odbiega od tego, jak jecie w domu, to nie ma powodu do przestawiania pór posiłków w domu, żeby było tak jak w żłobku. Zwykle jest to kwestia przyzwyczajenia i nie stanowi problemu. To tak jak z rytmem dnia i drzemek – często jest tak, że w domu w weekendy dzieci funkcjonują zupełnie inaczej niż w tygodniu w żłobku. I to jest zupełnie OK.
No i wyszło nam małe kompendium najważniejszych tematów związanych z jedzeniem, które warto mieć na uwadze, rozpoczynając przygodę ze żłobkiem. Mam jednak wrażenie, że to tylko muśnięcie tego, co najbardziej istotne i z czasem pojawi się tu więcej bardziej szczegółowych tekstów związanych z tematyką jedzenia w żłobku.