Karne krzesełko w żłobku?

Niedawno trafił do nas chłopiec, który przez kilka miesięcy był w innym żłobku. Żłobku, który ma świetne opinie i sama słyszałam od znajomych wiele pozytywnych słów o tym miejscu. Że jest kameralnie, ciocie bardzo troskliwe i życzliwe, fajna atmosfera, dużo ciekawych i kreatywnych zajęć… Wszystko, czego trzeba, wydawałoby się. Ten mały chłopiec, niewiele ponad roczny, doświadczył tam jednak wielu nieprzyjemności, ponieważ jest… ruchliwy i lubi się wspinać, a czasem zdarzało się, że w tym swoim zabieganiu popchnął inne dziecko…

Ciocie jakoś muszą sobie radzić

Ten tekst słyszałam wiele razy, przewija się na mamowych grupach dyskusyjnych. Taki argument słyszą często mamy dzieci, które w żłobku bywają „separowane” w karnym krzesełku. Pół biedy, jeśli celem takiego „odseparowania” małego „łobuza” (taką łatkę z marszu dostają dzieci bardzo ruchliwe lub takie, którym zdarzają się spięcia fizyczne z innymi maluchami – popychanie, bicie, gryzienie itp.) jest zapewnienie bezpieczeństwa jemu i innym oraz wyciszenie, uspokojenie – czasem tak jest to tłumaczone. Problem w tym, że takie założenia nijak się mają do wiedzy o rozwoju emocjonalnym małego dziecka, bo odseparowanie takiego malucha nie pomaga w uspokojeniu i wyregulowaniu silnych emocji – wręcz przeciwnie. To czego potrzebuje dziecko w takiej sytuacji, to właśnie przede wszystkim obecność spokojnego, opanowanego dorosłego, która pozwoli na przywrócenie równowagi i spokoju wzburzonemu emocjami maluchowi. Zatem „karne krzesełko” nie spełnia swojej zamierzonej, ładnie ujętej w słowa funkcji, niestety.

A jednak może być jeszcze gorzej. Ten mały chłopiec, który do nas trafił, miał tego pecha. Panie, które za każdym razem, gdy coś „przeskrobał”, więziły go w „karnym krzesełku”, były oburzone, że to na niego nie działało, bo… nawet nie płakał, czyli nie wyraził skruchy! Jak sama nazwa wskazuje, „karne krzesełko” ma być karą!

Wychowanie bez kar i nagród?

Karne krzesełko czy jeżyk, naklejki/pieczątki ze smutnymi buźkami, czarne serduszka, brak nagrody (np. naklejki) za jakieś zachowanie – to dość powszechnie stosowane formy kar w wielu żłobkach i przedszkolach. Tak naprawdę to, czy to jest dla kogoś OK czy nie, jest kwestią bardzo indywidualną. Jest wielu rodziców, którzy z takim systemem się zgadzają i sami w domu stosują podobne metody „dyscyplinowania” swoich dzieci. Często nawet zupełnie swobodnie przyzwalają na takie strategie ciociom w placówkach, bo przecież duża grupa dzieci to trudna rzecz do ogarnięcia i jakoś muszą sobie radzić, nie można pozwolić, żeby maluchy weszły im na głowę i tak dalej… Jest jednak coraz więcej rodziców, którzy czują, że system nagród i kar nie sprzyja optymalnemu rozwojowi dzieci, ani budowaniu zdrowych, dobrych relacji, opartych na szacunku i empatii. Rodzicielstwo bliskości, które zakłada m.in. wychowanie bez nagród i kar, zyskuje coraz większe grono zwolenników.

W tym miejscu nie jest moim celem opowiadanie o tym, czym jest wychowanie bez kar i nagród oraz co w zamian (to najczęstsze pytanie, które przewija się w dyskusjach, kiedy trudno sobie wyobrazić, że bez dyscyplinowania można dobrze wychować dzieci i musi być jakiś haczyk, coś zamiast…). O tym powstały całe książki – na końcu tekstu podsunę kilka tytułów wartych uwagi. Nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że rodzicielstwo bliskości to jedyna słuszna droga. Chcę tylko dać sygnał, że w żłobku także się da.

Rodzicielstwo bliskości w żłobku, w grupie małych dzieci, także jest możliwe. Da się być z dziećmi bez karnych krzesełek i smutnych buziek. Opiekunki w żłobku owszem, muszą sobie jakoś radzić, ale dobrze by było, gdyby robiły to zgodnie z wiedzą o rozwoju dzieci do lat 3. A prawda jest taka, że karanie dzieci (w ogóle), a już zwłaszcza za zachowania, które są dla nich naturalne, normalne i rozwojowe, jest nie tylko kompletną ignorancją, ale też zwyczajną przemocą. Bardzo trafnie i szczegółowo rozebrała na czynniki pierwsze temat karnego jeżyka psycholog Anita Janeczek-Romanowska w tym tekście – nie chcę tutaj nic dublować, po prostu serdecznie polecam zarówno rodzicom, jak i żłobkowym opiekunkom. Na zachętę mocny cytat:

(…) taka forma karania bazuje na silnym lęku przed porzuceniem, a małe dzieci nie mają jeszcze poczucia czasu, stąd też nie wiedzą czy i kiedy owa separacja się zakończy. Ich rzekoma refleksja często bywa więc chęcią ponownego zbliżenia do rodzica (opiekuna) i przerwania tej przymusowej izolacji, a nie oczekiwanym uwewnętrznieniem zachowań, których spodziewają się rodzice”

Co zamiast?

Jak zatem ciocie w żłobku mogą sobie radzić z „niesfornymi” maluchami bez karnego krzesełka? To zależy, w czym tkwi problem. Zawsze najpierw trzeba się zastanowić i poszukać, DLACZEGO dziecko zachowuje się w dany sposób. Za każdym zachowaniem kryją się jakieś emocje, a za nimi potrzeby – zaspokojone lub nie. Jeśli dziecko zachowuje się „źle”, to można założyć, że jest mu źle i trzeba poszukać, jak można mu pomóc. Zatem dlaczego dzieci się biją, gryzą, popychają, biegają jak oszalałe, nie słuchają nas dorosłych…? Przyczyn może być mnóstwo. Spróbuję wypunktować chociaż kilka, z którymi najczęściej się stykamy na co dzień, a które może pozwolą spojrzeć na problem „niegrzecznych” dzieci z nieco szerszej perspektywy.

  • potrzeba ruchu i dostymulowania w obszarze różnych zmysłów – ruch jest dla dziecka najbardziej naturalną rzeczą na świecie, szczególnie ten na świeżym powietrzu – gdy go brakuje, niedojrzały jeszcze układ nerwowy zaczyna „świrować” i szuka sobie nowych bodźców, przy biciu, gryzieniu i popychaniu szczególnie warto przyjrzeć się potrzebie dostymulowania w obszarze czucia głębokiego – zmysłu, który bywa pomijany i zapomniany, a jest zdecydowanie tak samo ważny jak pozostałe zmysły
  • potrzeba rozładowania napięcia emocjonalnego – gdy małe dziecko przeżywa trudne emocje, czuje się zagrożone i często odwołuje się do najbardziej prymitywnych, instynktownych wręcz zachowań jak bicie czy gryzienie
  • potrzeby rozwojowe – rozwój dzieci odbywa się skokowo i przeplatają się w nim okresy równowagi i nierównowagi, w wieku żłobkowym dwa największe kryzysy przypadają na wiek 18 miesięcy i 2,5 lat (co ciekawe, nijak się to ma do sławetnego „buntu dwulatka”, który obrósł wieloma mitami wśród rodziców) – w tych okresach nierównowagi dziecko przeżywa zdecydowanie więcej napięć, frustracji i mówiąc obrazowo, zwyczajnie ma „pod górkę”, zatem nie ma co się dziwić, że reaguje wtedy bardziej gwałtownie i burzliwie, a wyprowadzić je z równowagi potrafi najmniejszy drobiazg
  • potrzeba kontaktu i zabawy – czasem dzieci biją lub popychają, bo bardzo chcą zaprosić kogoś do zabawy, a nie potrafią inaczej (!), dotyczy to szczególnie dzieci, które bardzo mało mówią, a to także przecież jest dodatkowym źródłem frustracji
  • potrzeba wpływu – czasem jest tak, że dziecko nie ma wpływu na prawie nic w swoim życiu, co jest dla niego ważne: na to, że musi chodzić do żłobka, że spotyka tam takich a nie innych kolegów i takie a nie inne ciocie, nie ma wpływu na to, że właśnie urodziło mu się rodzeństwo, ani na to, o której godzinie dzisiaj przyjdzie po nie mama czy tata, ale gdy kogoś popchnie lub uderzy, efekt jest natychmiastowy i spektakularny – „ofiara” przewraca się, płacze, krzyczy, podchodzi ktoś dorosły, coś mówi lub robi… w odczuciu dziecka, które przeżywa frustracje na tym poziomie, to jest całkiem ciekawe doświadczenie
  • potrzeba ciekawości i doświadczania świata – dziecko to mały badacz i kiedy coś wzbudzi jego zaciekawienie, chętnie to powtórzy, żeby sprawdzić, dlaczego coś wywołało jakąś reakcję; kiedy bawi się „grzecznie” klockami, autami, ogląda książki – nic specjalnego się nie dzieje, ale gdy kogoś uderzy lub popchnie, reakcja zwykle jest silna i gwałtowna zarówno ze strony poszkodowanego, jak i obecnych dorosłych, którzy czasem nawet zakrzykną i poderwą się z miejsca; małe dziecko nie wie, dlaczego tak się dzieje i o co chodzi, dlatego chętnie sprawdzi to jeszcze raz i jeszcze… (podczas, gdy my, dorośli, często myślimy wtedy, że robi to „specjalnie” i „na złość”…)
  • potrzeba zwrócenia na siebie uwagi oraz bliskości – bywa i tak, że dziecko próbuje zwrócić na siebie naszą uwagę i domaga się bliskości w nieco mniej dramatyczny sposób, np. marudząc, domagając się bycia na rękach lub na kolanach przez długi czas, krzycząc itp., a my odsyłamy je z kwitkiem, bo jesteśmy zajęci, bo teraz jest czas na coś innego, bo później, bo ktoś inny pilniej potrzebuje naszej obecności, bo „przecież jesteś już taki duży i nie będę cię niańczyć!”, bo sami jesteśmy już zmęczeni… czasem dziecko odwołuje się do skrajnych sposobów na zwrócenie naszej uwagi i zadbanie o swoje potrzeby…

To tylko kilka pomysłów na to, co może się kryć pod „niesfornym” zachowaniem małego dziecka. Na warsztatach dla żłobkowych cioć, które prowadzimy, zawsze pojawia się temat bicia i gryzienia, a opiekunki zwykle są bardzo zdziwione, że dzieci mogą tak się zachowywać na przykład z takich powodów, jak te wymienione powyżej. Sam fakt spojrzenia na te trudne sytuacje z takiej, innej perspektywy już wiele ułatwia, bo pozwala uwolnić się od stereotypu dziecka „niegrzecznego”, które jest naszym przeciwnikiem, bo „robi nam na złość” i krzywdzi inne dzieci, rozbijając grupę… W rzeczywistości taki maluch przeżywa zwykle wiele trudnych emocji, a wszelkiego rodzaju kary, które stosujemy (jak chcę wierzyć) z dobrymi intencjami, w żaden sposób nie wspierają, a tylko mu dokładają stresu, frustracji i jeszcze trudniejszych emocji…

W końcu nie odpowiedziałam na pytanie „Co zamiast?”, a i tak zrobił się z tego tekstu niezły elaborat… Na dziś zostawiam Was z zachętą do refleksji i burzy mózgów – co zatem można zrobić, żeby naprawdę pomóc maluchom, które – jak widać – zachowują się źle, bo zwykle jest im źle…?

W osobnym tekście przedstawię nasze pomysły na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami dotyczącymi regulacji emocji u małych dzieci, które można z powodzeniem wykorzystać zarówno w domu, jak i w grupie żłobkowej czy przedszkolnej.

A, obiecana literatura! Jest tyle wartościowych książek w tym temacie, a jednocześnie mam świadomość, że jak wpiszę tu 10 czy 15 tytułów, to szansa, że sięgniecie po jakąkolwiek, jest marna. Wybrałam zatem 3 dla mnie najważniejsze, które chyba najbardziej we mnie pracowały i do dziś pracują, i które polecam:

  • Dziecko z bliska” Agnieszka Stein
  • „Wychowanie bez kar i nagród” Alfie Kohn
  • „Dobra relacja, czyli skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny” Małgorzata Musiał

1 thought on “Karne krzesełko w żłobku?

  1. Moja 10miesieczna córka właśnie zaczyna przygodę ze zlobkiem na adaptacji zauważyłam że jest takie karne krzesełko i szczerze mówiąc jestem przerażona, myślę z eto nei ejst dobre dla dziecka… Co mam zrobić? To jedyny żłobek w mojej miejscowości…

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *