Co zamiast „karnego krzesełka”, czyli o emocjach w żłobku

Bardzo długo układał mi się w głowie ten tekst. Tematyka związana z regulacją emocji w kontekście pracy z małymi dziećmi jest mi szczególnie bliska ze względu na to, że oprócz pracy w żłobku, w domu także mam jeszcze bardzo małe dzieci (3,5 lat i 20 miesięcy), którym w dodatku nie brakuje temperamentu, więc trudnych sytuacji mam na co dzień po kokardę. Jak jednak w jednym, w miarę krótkim tekście ująć choćby najważniejsze informacje o tym, w jaki sposób działa i jak dojrzewa mózg dziecka, czy i jak można mu w tym pomagać w konkretnych sytuacjach, jak można wspierać rozwój emocjonalny u dzieci „na zimno” oraz jak reagować „na gorąco” w obliczu dziecięcych wybuchów złości i frustracji…? Chyba się nie da, przyznaję od razu i pod tekstem podrzucę kilka propozycji książkowych, które w bardzo przystępny sposób wyjaśnią obszernie wszystkie powyższe zagadnienia i podpowiedzą wiele różnych i ciekawych strategii do wykorzystania w codziennych utarczkach z emocjami maluchów. Tutaj skupię się na kwestiach praktycznych i, podpierając się naszym doświadczeniem żłobkowym, opowiem co nieco o tym, jak staramy się wspierać dzieci w szeroko pojętym rozwoju emocjonalnym.

Na zimno rozmawiamy o emocjach

Zasada jest prosta – zarówno nauka nowych rzeczy, jak i empatia są możliwe tylko wtedy, gdy mózg jest w tzw. zielonej strefie („Mózg na tak” D. Siegel), czyli gdy jesteśmy spokojni, zrelaksowani, opanowani i gotowi do relacji społecznych. Dlatego rozmowa o emocjach i sposobach radzenia sobie z nimi ma największy sens właśnie „na zimno”. Może to być w formie zajęć tematycznych (my raz na kilka miesięcy wracamy do tematu emocji i robimy sobie luźniejsze zajęcia o różnych emocjach), czasem wychodzi spontanicznie przy wspólnym czytaniu jakiejś książki, a w bardziej swobodnej formie robimy czasem mini teatrzyki z pacynkami, w których odgrywamy różne scenki. Temat emocji można wpleść także w zajęcia muzyczno-rytmiczne, ruchowe, plastyczne i sensoryczne. Kilka pomysłów i przykładów, jak można oswajać dzieci z tematem różnych emocji:

  • Czytamy książki, w których pojawiają się różne emocje, np. „Czujemisie”, „Kolorowy potwór”, książeczki obrazkowe ze zdjęciami przedstawiającymi różne emocje, „Nie płacz, króliczku”, w serii o Kici Koci wiele razy pojawiają się przeróżne emocje, a ostatnim hitem, który polecam przede wszystkim rodzicom jest książka „Self-reg. Opowieści dla dzieci”.
  • Rozmawiamy o emocjach – próbujemy je nazywać, przedstawiać z czym się wiążą (wyraz twarzy, napięcie, reakcje ciała np. łzy, ścisk w brzuszku czy zaciśnięte rączki) i wymyślać, co można z nimi zrobić, żeby poczuć się lepiej – np. gdy nam smutno, możemy się przytulić do kogoś, albo do swojej ulubionej maskotki/kocyka; gdy odczuwamy złość, możemy tupać nóżkami, albo spróbować przepchnąć ścianę (bardzo fajna zabawa, u nas dzieciaki szybko podłapały i często same ją zaczynają).
  • Różne emocje można wpleść w zajęcia muzyczne i rytmiczne, grając na instrumentach szybko/wolno, głośno/cicho, długo/krótko lub operując dźwiękami niskimi i wysokimi, w tonacji mollowej (smutnej) i durowej (radosnej). Utworów muzycznych, do których można inscenizować różne emocje i stany jest dosłownie mnóstwo, szczególnie polecam sięgnięcie do muzyki klasycznej.
  • Ekspresja plastyczna również może być świetnym sposobem wyrażania emocji, dlatego jest dość wdzięcznym kawałkiem na tym polu – można narysować/namalować dobierając odpowiednie barwy i techniki złość, smutek, rozczarowanie, tęsknotę, znudzenie, strach, radość, ekscytację, niecierpliwość, zdziwienie… Przy okazji ćwicząc rozszerzanie słownictwa związanego z emocjami, bo zwykle rozmowa z małymi dziećmi zamyka się na dwóch-trzech określeniach (wesoły/smutny/przestraszony), gdyż wydaje nam się często, że takie maluchy więcej nie zrozumieją. Na pewno nie od razu, ale z czasem zaczną nazywać coraz większy wachlarz uczuć, które przeżywają.
  • Teatrzyki, pacynki, odgrywanie scenek jest świetną formą zabawy dla dzieci. U nas nawet 1,5-roczne maluchy próbują nas naśladować w tym i operują pacynkami, odgrywając różne sytuacje (najbardziej podoba im się straszenie siebie nawzajem oraz scenki z biciem/popychaniem się przez pacynki – samo życie ;)). To także doskonała okazja do tego, by prezentować dzieciom, co można zrobić w konkretnych sytuacjach – gdy misie się poprzepychają, odgrywamy też, jak później się przepraszają, próbują nazwać, dlaczego tak się stało (np. „zdenerwowałem się, bo…”), dmuchają sobie nawzajem „obolałe” miejsca, pomagają wstać, przytulają się i godzą.
  • Warto zrobić wspólnie z dziećmi „Pudełko złości”, w którym umieścimy rzeczy przypominające, co może pomóc w doraźnym rozładowaniu napięcia w kryzysowej sytuacji. np.: gumowa piłeczka do ściskania, silikonowy gryzak, kartka papieru do podarcia, czarna kredka do narysowania złości, przytulanka, woreczki/folia do szeleszczenia, grzechotka/bębenek do grania, buciki przypominające o tym, że można w złości tupać, piórka do dmuchania, zabawkowy telefon, z którego można na niby zadzwonić ze żłobka do mamy/taty i opowiedzieć, co się stało.

Na bieżąco rozładowujemy napięcie emocjonalne

O tym, z jakich powodów dzieci się biją, gryzą, popychają, szczypią itd. pisałam ostatnio tutaj. Nie da się zapobiec wszystkim takim sytuacjom, choćbyśmy stawały na rzęsach i pilnowały każdego dziecka niczym policjanci. Kiedy jednak widzimy, że u niektórych dzieci takie spięcia z innymi wynikają z nagromadzonego w ciele napięcia emocjonalnego, możemy próbować tak pokierować zabawą i podpowiadać takie aktywności, które pozwolą na bieżąco rozładowywać to napięcie. Niedojrzały układ nerwowy małego dziecka można porównać do zepsutego radia, w którym co jakiś czas coś trzeszczy i zaczyna grać głośniej – trzeba wtedy wyregulować je pokrętłem i ściszyć, by znów można było z niego korzystać normalnie. Jak możemy w ciągu dnia regulować nasze maluchy, by zminimalizować „trzeszczenia” i wybuchy emocji?

  • przeplatanie aktywności ruchowych z bardziej statecznymi, zapewnienie odpowiedniej dawki ruchu, szczególnie na świeżym powietrzu
  • wszelkie zabawy ruchowe i muzyczno-ruchowe, taniec, swobodna ekspresja ruchowa przy muzyce
  • masażyki, przytulanie, zawijanie dzieci w koc w naleśniki, docisk, siłowanki, wygłupy na dywanie, przepychanie ściany
  • zabawy oparte na dotyku i stymulujące zmysł czucia głębokiego, wszelkie zabawy sensoryczne, z masami plastycznymi (ugniatanie, lepienie), z zimnymi okładami
  • woda działa bardzo regulująco – czasem warto pójść z wyraźnie pobudzonym dzieckiem do łazienki i pozwolić mu dłużej pomoczyć rączki pod bieżącą wodą
  • relaksacja przy muzyce lub odgłosach natury (szum wody, lasu), przygaszenie światła, słuchanie czytanej książki lub słuchowiska
  • stymulowanie zmysłu równowagi w huśtawce lub bujakach; bardzo fajnie sprawdza się huśtawka typu bocianie gniazdo, na której może się huśtać kilkoro dzieci jednocześnie
  • dzieci, które gryzą, mogą na bieżąco rozładowywać sobie napięcie, gdy mają przypięty do ubrania cały czas gryzak silikonowy
  • ćwiczenia oddechowe – rozdmuchiwanie chmur, wąchanie kwiatka i dmuchanie świeczki, dmuchanie piórek itp.

Na gorąco – empatia

Uczenie się o emocjach na zimno oraz stosowanie na bieżąco różnych strategii regulacyjnych bardzo pomaga w codziennym byciu z maluchami, ponieważ z czasem coraz lepiej radzą sobie ze swoimi emocjami, korzystając z kolejnych narzędzi, które im podsuwamy. Nie zmienia to jednak faktu, że niedojrzały układ nerwowy małego dziecka czasem (a czasem nawet dość często – szczególnie w rozwojowych okresach nierównowagi) ulega mniejszym i większym awariom, mówiąc potocznie – przepala się. Małe dzieci wrzeszczą, płaczą, biją się, popychają, gryzą, szczypią, wpadają w furię… W wieku żłobkowym takie zachowania często nasilają się w okolicach 18. miesiąca oraz 2,5 roku, kiedy rozwojowo dzieci są w potężnym kryzysie i nierównowadze. Nie znaczy to, że wtedy zachowują się „niegrzecznie”, są „złośliwe”, „nieposłuszne”, „‚niewychowane”, robią coś „specjalnie” lub „na złość”… Jeśli człowiek, nawet ten mały, zachowuje się źle, to można założyć, że jest mu źle i zwykle tak właśnie jest. Małe dzieci przeżywają codziennie całe mnóstwo frustracji (tak wiele nie zależy od nich, muszą się dostosować do różnych reguł, które są dla nich trudne lub niezrozumiałe, wiele jeszcze nie potrafią powiedzieć, choć bardzo by chciały, ciągle muszą na coś czekać, dorośli wymagają od nich przeróżnych rzeczy…), a mają o wiele mniej dostępnych strategii do poradzenia sobie z tym, niż my dorośli. Jeśli dochodzi do spięcia z inną osobą (nie tylko z innym dzieckiem, ale też z dorosłym), to znaczy, że temu maluchowi było już tak trudno, że to był jedyny dostępny mu w tym momencie sposób na poradzenie sobie z napięciem…

Czego zatem potrzebuje (nie tylko mały) człowiek, którego mózg właśnie zalewa fala silnych emocji? Tłumaczenia, że tak nie wolno, że to niegrzecznie, nieładnie, że tak się nie robi? Odseparowania, żeby sobie „przemyślał” swoje zachowanie? Kary lub odwetu, żeby poczuł jak to jest? Obojętności i odrzucenia, żeby wiedział, że nie opłaca się tak postępować? Czy my, dorośli, potrzebujemy tego, gdy coś nam nie wyjdzie, mamy problem lub zwyczajnie jest nam źle? Skąd zatem pomysł, że potrzebują tego dzieci…??

To, co naprawdę pomaga nam w powróceniu do równowagi w trudnej sytuacji, to przede wszystkim empatia, a w przypadku małych dzieci także koniecznie obecność spokojnego, opanowanego dorosłego. Tylko tyle i aż tyle. Co możemy powiedzieć do dziecka, które przeżywa właśnie „awarię systemu”, żeby je wesprzeć, a nie dokładać mu?

  • Widzę, że jest ci trudno.
  • Chyba się zezłościłeś.
  • Zrobiło Ci się przykro?
  • Opowiedz mi o tym…
  • Czy to jest tak, że…?
  • Jestem tu dla Ciebie, jak mogę Ci pomóc?
  • Chcę sprawdzić, czy…
  • Słyszę, że to dla Ciebie ważne.
  • Chcesz się przytulić?
  • Co by Ci pomogło?
  • Chciałabym zrozumieć…
  • Nie lubisz gdy … i dlatego tak się stało?
  • Chcę sprawdzić, czy…
  • Czego potrzebujesz?
  • Jestem blisko.

Oczywiście, można dodać STOP i podkreślić, że nie zgadzamy się na bicie, że to boli i nie chcemy tego, a gdy jest taka możliwość jeszcze tuż przed incydentem złapać w locie małą rączkę, zamachującą się na nas lub kogoś obok. Tyle, że tłumaczenie bez prawdziwego wsparcia, niewiele daje. W silnych emocjach lewa półkula mózgu, do której chcemy, żeby dotarły nasze słowa o niewłaściwych czynach i zachowaniach, jest zupełnie odcięta. W pierwszej kolejności zawsze trzeba się skontaktować z emocjami dziecka (w prawej półkuli) – właśnie poprzez empatię, która jest kluczem w powróceniu do równowagi. A gdy to się uda – to już dobry moment, by powrócić do rozmawiania o emocjach na zimno…

Mam poczucie, że to tylko „liźnięcie” tematu, w jakimś mega-skrócie, żeby choć mgliście nakreślić, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi… Dla mnie ta wiedza stała się początkiem zupełnie innego myślenia nie tylko o dzieciach, ale też w ogóle o tym, jak funkcjonujemy jako ludzie wyposażeni w taki, a nie inny system regulacji swoich potrzeb i emocji. Mam nadzieję, że ten tekst wzbudzi chociaż ziarnko zaciekawienia, które poruszy do poszukiwania i zgłębiania tego kawałka wiedzy. Książki, które polecam w temacie:

  • „Zintegrowany mózg, zintegrowane dziecko” D. Siegel
  • „Mózg na tak” D. Siegel
  • „Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały” J. Faber, J. King
  • „Self-reg. Opowieści dla dzieci o tym, jak działać, gdy emocje biorą górę” A. Stążka-Gawrysiak

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *