Gdy tak trudno się rozstać…

Gdy małe dziecko zaczyna przygodę ze żłobkiem, zwykle największą obawą rodziców są pożegnania. Jak to zrobić? Powiedzieć „pa pa!” i po prostu wyjść? A co, jak będzie płakać? Zaczekać? Ale jak długo? Czy to w ogóle możliwe, że dziecko w końcu samo powie „pa!” i pozwoli mi spokojnie wyjść? A może poczekam przy wejściu do sali i jak już pójdzie się bawić, to po cichu wyjdę?

Z takimi rozterkami najczęściej przychodzą rodzice ze swoimi maluchami na żłobkową adaptację. Gdy po kilku dniach z rodzicem w żłobku dziecko zostaje w nim już samo, scenariuszy rozstań może być wiele. Są rodzice-szczęśliwcy, których dzieci od pierwszego dnia wbiegają z ekscytacją na salę i nie reagują nawet na wołanie mamy czy taty „To paaa! Ja idę, heeeej! Pomachaj chociaż!”. Jedni się z tego cieszą, inni (zwłaszcza mamy) czasem przeżywają, że w takim razie to chyba oznacza, że dziecko nie jest do nich przywiązane/nie potrzebuje mamy/nie będzie tęsknić itp. Spokojnie, nic z tych rzeczy, po prostu niektóre dzieci tak mają. Czasem bywa też tak, że po tych pierwszych dniach ekscytacji przychodzi kryzys i problemy z pożegnaniem pojawiają się z opóźnieniem, na przykład w drugim/trzecim tygodniu.

Dużo częściej jednak zdarza się, że dzieci od początku nie reagują zbyt entuzjastycznie na pomysł wyjścia mamy czy taty ze żłobka. Swoją drogą, jest to zwykle koronny argument przeciwników adaptacji z rodzicem, którzy twierdzą, że dzieciom trudno zrozumieć, dlaczego najpierw mama czy tata jest z nimi w żłobku, a potem wychodzi i zostawia je w nim samo – i dlatego płaczą. Z takiego założenia wynikałoby, że dzieci, które nie mają adaptacji z rodzicami, nie powinny płakać przy rozstaniu. A jednak dzieci niezależnie od przebiegu adaptacji często płaczą. I owszem, trudno im zrozumieć, dlaczego muszą się rozstać z rodzicami – z tą tylko różnicą, że w przypadku adaptacji z rodzicem, mają takie doświadczenie, że mama/tata poznał/a to miejsce razem z nim, akceptuje je i ma zaufanie, że osoby, które tu razem poznali, dobrze się tym dzieckiem zaopiekują. Płacz jest wyrazem trudnych emocji u malucha, dla którego to wielka zmiana i w związku z tym duży stres. Gdy dziecko zostaje w żłobku samo bez adaptacji (nie nazywajmy, błagam, adaptacją systemu opartego jedynie na stopniowym wydłużaniu pobytu w żłobku…), płacz – poza tym co powyżej – jest także rozpaczliwym wyrazem bezradności i strachu w obliczu pozostawienia dziecka w obcym miejscu wśród obcych ludzi. To tak na marginesie…

Chcę dzisiaj podpowiedzieć kilka strategii na poradzenie sobie z trudnymi rozstaniami w żłobku. Zakładam, że adaptacja przebiega w sposób łagodny i dostosowany do potrzeb danej rodziny. Co jako rodzice możemy zrobić, żeby ułatwić sobie i swoim dzieciom sytuację pożegnania w żłobkowej szatni?

Dlaczego tak chcemy uniknąć płaczu dziecka?

Przede wszystkim warto zaakceptować fakt, że płacz dziecka nie jest niczym złym. To naturalny sposób wyrażania emocji i rozładowania napięcia emocjonalnego. Często płacz dzieci przy rozstaniu wzbudza w rodzicach całą gamę emocji i myśli: od poczucia winy i bezradności, przez obawę, że coś robią nie tak i poczucie niekompetencji rodzicielskiej, aż po domysły, że są negatywnie postrzegani i oceniani przez opiekunki, a nawet rozczarowanie i zawód, bo myśleli, że skoro poświęcili czas i zaangażowanie na adaptację, to dziecko nie powinno płakać. To są tematy do przepracowania dla nas, dorosłych. Warto się zastanowić, skąd biorą się w nas takie, a nie inne przekonania i co mogłoby nam pomóc? Warto też przegadać z kimś bliskim, zaufanym, może z psychologiem, jeśli jest taka możliwość? Ważne, by wypracować w sobie taki zestaw: spokój, zaufanie, zdecydowanie. To wcale nie oznacza, że nie może nam, rodzicom, być trudno zostawiać swoje płaczące dziecko w żłobku. To jest bardzo obciążające emocjonalnie doświadczenie i prawie zawsze będzie trudne. Jednak jeśli mamy spokój, zaufanie do żłobka i zdecydowanie, że chcemy, by dziecko tu zostało bez nas na te kilka godzin, bo wiemy, że będzie dobrze zaopiekowane nawet (a może: zwłaszcza!) jeśli będzie płakać, to z pewnością przełoży się na emocjonalne wi-fi, które dzieci odbierają doskonale i ułatwi sytuację pożegnania.

Umawiamy się z dzieckiem na coś

Druga rzecz, to traktowanie dziecka poważnie od samego początku i umówienie się z nim na konkrety jeszcze przed przyjściem do żłobka, nawet, jeśli ma dopiero roczek. Na przykład tak:

– Haniu, idziemy dzisiaj do żłobka i będziesz tam bawić się z dziećmi. W szatni zdejmiemy kurtkę, założysz pantofelki, damy sobie buziaka i pójdziesz z ciocią na salę, będą tam inne dzieci i będziecie się razem bawić, a ja pójdę do pracy/sklepu/popracować. Przyjdę po ciebie po drugim śniadaniu/obiedzie/drzemce/spacerze itp.

Podkreślę tylko to, co wydaje się oczywiste: jeśli się na coś z dzieckiem umówiliśmy, to dotrzymujemy słowa. Nie oszukujemy go, nie kombinujemy, nie udajemy, że mówiliśmy coś innego, nie liczymy na to, że dziecko zapomni. Słowem: nie nadszarpujemy zaufania, tylko budujemy je!

Wspierające słowa

Często dzieci naprawdę potrzebują chwili na poprzytulanie się z mamą czy tatą w szatni, zanim będą gotowe, by wejść na żłobkową salę. To nie jest tak, że krótkie, wręcz żołnierskie pożegnania są kluczem do sukcesu. Ten klucz znajdziemy tylko w jeden sposób – wsłuchując się w emocje i potrzeby swojego dziecka. Warto wziąć pod uwagę zarówno temperament i poziom wrażliwości malucha, jak i obiektywne trudności, których dzieci zwykle doświadczają w procesie adaptacji. Oprócz stresu związanego z nowym miejscem i nowymi opiekunami, często dochodzi także stres związany z przejściem z jednej rzeczywistości, domowej, do drugiej – żłobkowej. Wiele dzieci potrzebuje kilku minut, aby z tą zmianą i przejściem się oswoić.

Co możemy wówczas powiedzieć swoim dzieciom na gorąco, kiedy płaczą, wczepiają się w nas i nie chcą się rozstać w żłobkowej szatni?

  • Widzę, że ci trudno, chciałbyś być tu ze mną, bo czujesz się niepewnie.
  • Słyszę, że nie chcesz, żebym wychodziła, rozumiem, że trudno się rozstać.
  • Umówiliśmy się, że przyjdę po ciebie po … (np. obiedzie) – to bardzo niedługo, wiem, że teraz ci smutno, ale wiem też, że za chwilę będziesz się już świetnie bawić i fajnie spędzisz ten czas zanim wrócę.
  • Widzę, że nie lubisz naszych pożegnań, są trochę smutne, rozumiem to. Pamiętam jednak, że wczoraj też było trudno, a później ciocie mówiły, że świetnie się bawiłeś, to pewnie dzisiaj będzie podobnie – sprawdzimy?

Wcześniejsze pożegnanie

Czasem, gdy pożegnania są bardzo trudne, a dziecko jest już nieco starsze, przynajmniej około 1,5-roczne, dobrze sprawdza się taka strategia wcześniejszego pożegnania. Sprawdza się w sytuacjach, gdy dziecko chętnie wchodzi na salę pod warunkiem, że rodzic stoi w drzwiach i czeka. Najpierw sprawdza co chwilę wzrokiem, czy mama/tata rzeczywiście tam jest i czeka, a po dłuższej chwili zabawa tak go pochłania, że zapomina o rodzicu. W takim momencie są dwie opcje: albo rodzic „cichaczem” wychodzi i znika, a dziecko po kilku minutach orientuje się, co się stało i zaczyna rzewnie szlochać, czując się oszukane. Albo rodzic chce być w porządku wobec dziecka i żegna się: – Widzę, że się już dobrze bawisz, to ja idę, paa! – i wtedy najczęściej maluch dobitnie protestuje, nie pozwalając wyjść mamie/tacie i wracamy do punktu wyjścia. Strategia, którą podpowiadamy w takiej sytuacji, to wcześniejsze pożegnanie – to znaczy przed wejściem do żłobka, rodzic umawia się z dzieckiem:

– Jak przyjdziemy do żłobka, to będę chwilę czekać przy drzwiach, zanim poczujesz się dobrze, a jak zobaczę, że się już świetnie bawisz, to wtedy wyjdę i pójdę do pracy. Przyjdę po Ciebie tak jak zawsze … (np. po drzemce).

Mam poczucie, że takie rozwiązanie bardzo ułatwia rodzicom spokojne wyjście do pracy i oszczędza dramatów przy rozstaniu, a jednocześnie nie jest oszukiwaniem dziecka i umożliwia traktowanie go z szacunkiem i uważnością.

Odczarować pożegnanie

To, co bardzo przydaje się w temacie trudnych pożegnań (które przecież zdarzają się nie tylko w okresie adaptacyjnym), to rozluźnienie atmosfery i upuszczenie nieco powietrza z tego balonika pełnego napięcia, który jest w nas rodzicach.

Przedłużające się przytulanie i oczekiwanie w szatni na gotowość dziecka do rozstania bywa mocno frustrująca. Często w takich sytuacjach fajnie sprawdza się ustawienie np. w telefonie minutnika/budzika na kilka minut i umówienie się z dzieckiem, że jak zadzwoni dzwonek, to żegnają się i mama/tata wychodzi już do pracy. Może zdarzyć się tak, że na wysoko wrażliwe dziecko dzwonek będzie działał jeszcze bardziej stresująco i dokładał napięcia, ale na pewno warto spróbować takiej strategii.

Czasem maluch za nic nie chce sam wejść do sali i pojawia się taki pomysł, by przekazać dziecko z rąk do rąk opiekunce. Nie jest to zły pomysł, rzecz tylko w tym, by uniknąć wyrywania dziecka z rąk rodzica i tej sytuacji nadać nieco luźniejszy charakter. Rodzic może na przykład zaaranżować, że dziecko jest piłeczką, która skacze „hop!” z rąk mamy do rąk cioci, albo paczką, którą jako kurier dostarcza do żłobka, a ciocie mają ją rozpakować.

O pożegnaniach pisałyśmy także tutaj:

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *